środa, 30 grudnia 2015

Gdyby tylko Mateusz Kijowski z Komitetu Obrony Demokracji wiedział zawczasu, jaką partyjną legitymację przyjąć, kto wie, może dziś byłby nawet wiceministrem kultury.

"[...] Kijowski nie mógł przewidzieć skali popularności swego ruchu, wszak na 2 tygodnie przed pierwszym marszem, wszyscy, a już zwłaszcza ci znakomici polscy dziennikarze, heheszkowali. Nie mniej jednak, problem Kijowskiego to już problem nie tylko jego, jego żony i jego dzieci, ale też ruchu, który nagle okazał się czymś kompletnie zaskakującym na polskiej scenie politycznej. Jacek Żakowski ma rację, że to głównie dzieci płacą cenę za polityczną działalność rodziców, tyle że to powinien być akurat postulat do zmiany tego stanu rzeczy, a nie usprawiedliwiający Kijowskiego swoisty imperatyw moralny (najpierw Ojczyzna, później dziecizna).

Kijowski powinien więc albo zatrudnić się, niechby na pół etatu, tylko po to by na swoje dzieci płacić albo z ruchu z przewodnictwa w KODzie zrezygnować, wystawiając kogoś, kto da twarz kampanii. Inaczej sprawa ta będzie się za nim, a więc i z całym ruchem ciągnąć i ciągnąć, a przecież o to chodzi tym wszystkim oburzonym z partii posła Zbonikowskiego." 
Galopujący major | Co powinien zrobić Kijowski